poniedziałek, 23 grudnia 2013

four

Minął tydzień. Ojciec nie przychodził. Z moją kostką, było lepiej. Właściwie to przeleżałam ten czas w łóżku z Twitterem, muzyką oraz zmartwieniami związanymi z koncertem, a mianowicie z kasą. Zaczęłam przeglądać swoje rzeczy. Zamałe swetry, zniszczone bluzki, czy choć lubiane przeze mnie, pewnie niepotrzebne sprzęty. Zebrałam to w jeden kąt i przyjżałam się temu dokładnie. Bluzka z czterech lat temu z pewnością nie jest mi potrzebna. Położyłam ją w jednym miejscu. Zaczęłam tak sortować całą garść rzeczy. Po ponownym przyjrzeniu się wzystkiemu stwierdziłam, że i tak większość nie nadaje się do ponownego urzytku. Jedyne co mogłabym zrobić, to sprzedać te rzeczy w lumpeksie za parę złoty. Byłam zrezygnowana. Entuzjazm opadł. Usiadłam ponownie na łóżku. Wzięłam telefon i zaczęłam tweetować. Dowiedziałam się, że większość osób też nie ma pieniędzy na bilet i, że część z nich chce wziąć udział w konkursach, gdzie można je wygrać. Weszłam na parę takich stron. Zaczęłam czytać co trzeba zrobić, by wygrać. Prosiłam ludzi, by dawali #RT przy Tweetach, odpowiadali na jakieś pytania zadane przeze mnie na innych stronach, czy głosowali na mnie. Wreszcie pojawił się cień nadzieji. Może zobaczę mojego idola? Może uda mi się pojechać na tak długo wyczekany koncert. Po jakimś czasie okazało się, że nienajgorzej mi idzie. Zajmowałam któreś z pierwszej dziesiątki miejsca, na tych wszystkich konkursach, jenak nie było najlepiej. Całe dnie przesiadywałam z telefonem w ręku.
Gdy noga mi wyzdrowiała, nie uważałam na lekcjach, bo byłam skupiona tylko tym, co się dzieje w tym małym ekraniku.Raz mnie przyłapał jeden z surowszych nauczycieli, a mianowicie szkolny historyk. Pogroził mi, że mi zabierze telefon i rodzice będą musieli przyjść go odebrać. Naściemniałam go, że właśnie tato miał zadzwonić, gdyż miałam zabrać jakieś leki i miał mi powdzieć jakie. Na szczęście skończyło się to tylko uwagą słowną. Później byłam trochę ostrożniejsza, jednak gdy tylko miałam okazję, szybko wyciągałam telefon. Nie śpieszyło mi się do domu. Często o drodze siadałam na jakiejś ławeczce, o ile w pobliżu było wi-fi (a pewnego dnia znalazłam doskonałe takie miejsce) a gdy już byłam w domu, nie wychodziłam z niego. Siedziałam na kanapie nawet się nie ruszając. Nie odbierałam telefonów. Zbędny mi był kontakt z tamtym światem. Ojciec nie wracał do domu. Najwyraźniej wynajął sobie jakiś pokój wśród wszy i robaków, niedaleko mieszkań jego pijackich przyjaciół, z którymi tak często odbywał bójki.
Pewneo dnia w szkole siedziałam sobie na przerwie, spokojnie na ławeczce gdy ktoś do mnie podszedł. Uniosłam głowę, odrywając wzrok od telefonu. Przed sobą zobaczyłam Josha.
-Unikasz mnie powiedział z udawaną, obrażoną miną. Spojrzałam na niego jak na idiotę. Przecież nawet przez ostatni czas go nie widziałam....
- Co? Nie... Nie unikam Cię -odpowiedziałam szczerze zdziwiona
- Owszem, unikasz. Przez jakiś czas wracaliśmy ze szkoły razem, ale teraz Ty nie raczysz nawet przyjść pod umówione miejsce. -mówił podirytowany- Nawet nie raczysz odebrać telefonu! A przecież cały czas coś na nim robisz! Poznałaś kogoś? Nie lubisz mnie? Zauważyłaś, że jestesm nic nie warty? Inni zaczęli Ci o mnie opowiadać z dupy wyssane historie? Powiedź jeśli tak, to się odwalę, ale okaż choć najmniejszą oznakę życia.
-Przepraszam Josh. Ale byłam bardzo zajęta. Nie poznałam nikogo ostatnio ale naprawdę byłam bardzo zapracowana.
-Mogę w takim razie choć dzisiaj odprowadzić Cię do domu? -zpytał już uspokojony. Spojrzałam dyskretnie na telefon.
-Dobrze -zgodziłam się. Przecież nie mogłam żyć odizolowana od życia. Chwilę porozmawialiśmy. Zadzwonił dwonek i poszliśmy na lekcje. Oczywiście je także spędziłam w większości na patrzenie w ekran telefonu. Po lekcjach. Poszłam w umówione miejsce. Czekałam chwilę na Josha. Gdy przyszedł zaczeliśmy normalnie rozmawiać o tym co się działo w ostatnim czasie.
-Idziesz na imprezę u Michaela? -zpytał po chwili. Zaprzeczyłam. Nawet mi o niej nie powiedziano- Nie chciałabyś się ze mną tam udać? -spytał.
-Czemu nie -powiedziałam- A kiedy by się odbyła?
-Dwudziestego siódmego marca. Mamy jeszcze trochę czasu. Jeśli jednak masz coś na wtedy zaplanowane, to Cię nie będę zmuszał
-Skądże. Mogę iść. - Powiedziałam spokojnie. Gdyż jeszcze nie wiedziałam, co się wtedy zdarzy.

~Strasznie dawno nie dodawałam rozdziałów, za co bardzo przepraszam. Często zabierałam się za to, jednak nie miałam wystarczająco dużo czasu i pomysłu. Ten rozdział nie jest specjalnie udany, jednak mam nadzieję, że następny mi bardziej wyjdzie. Życzę wam wesołych świąt a także szczęśliwego nowego roku.
CHCIAŁABYM TAKŻE SPYTAĆ, CZY NIE JEST KTOŚ CHĘTNY NA ZOSTANIE MOJĄ BETĄ (OSOBĄ, KTÓRA SPRAWDZA I POPRAWIA ROZDZIAŁY, PRZED DODANIEM NA BLOGA). To bardzo ważne, więc proszę, niech ktoś się zgłosi.
 -A