piątek, 26 lipca 2013

one

Gdy się obudziłam, miałam całe podkrążone oczy. Spojrzałam na godzinę w telefonie. Była siódma. Spałam niecałe dwie i pół godziny. Wstałam i pomaszerowałam do łazienki. Wzięłam zimny prysznic. Zanim zaczęłam się przebierać, zdjęłam ręcznik i znów stanęłam przed lustrem. Spojrzałam na swoje odbicie i (dosłownie) chciało mi się rzygać. Spojrzałam na zlew. Leżała tam moja przyjaciółka. Chyba najlepsza, jaką kiedykolwiek miałam. Odbiło się od niej światło. Podeszłam do zlewu i wzięłam ostre narzędzie. Spojrzałam na nie z lekkim obrzydzeniem, ale mimo wszystko z ciepłem w oczach. Przyłożyłam do ręki, która i tak już wyglądała okropnie. Werżnęłam i przejechałam prościutką kreskę. Wyjęłam mój miły skarb ze skóry cały  zakrwawiony. Uśmiechnęłam się krzywo. Tak się karałam prawie codziennie, za zjedzone kalorie, za pijaństwo ojca, za to, że nie mam najmniejszej przyjaciółki, lub nawet koleżanki i za wszystkie moja wady i problemy. Wbijanie żyletki w skórę, było jak narkotyk. Z początku trochę bolesny i niemiły. Ale coraz to z kolejnym dniem ból okazywał się rozkoszą. Teraz pomimo ból, też czułam się wspaniale. Te wszystkie smutki, przez chwilę jakby tak, wyfrunęły. Przez chwilę, malutką cudowną chwilkę o nich zapomniałam. Jeszcze raz spojrzałam w lustro, przez co zaraz się skarciłam. Była prawie 7.30, więc musiałam szybko się ubrać i pójść do szkoły. Wzięłam jeansy
 i jakąś luźną bluzkę. Uczesałam się i zeszłam na dół. Piętnaście minut później byłam w szkole. Podeszłam do swojej szafki i wpisałam kod. Wzięłam książki na dwie najbliższe lekcje
i powędrowałam pod fizykę, bo właśnie tam, miałam pierwszą z nich. Gdy weszłam w korytarz zobaczyłam jakieś zbiorowisko, właśnie pod salą fizyczną. Podeszłam bliżej. Zobaczyłam, że Bill, szkolny rozrabiaka (jeśli dresa można nazwać rozrabiaką) znęca się nad jakimś innym chłopakiem. Westchnęłam. To już trzeci raz w tym tygodniu. Ofiarom padł tak jak zawsze chudy chłopak, Josh. Tym razem wrzucili jego rzeczy do wszystkich śmietników w szkole, a nawet do damskiej ubikacji. Oczywiście domyśliłam się, że musiała brać w tym udział dziewczyna Billa, Christin. Zaczęli go popychać i drwić z niego. Dostał parę ciosów. Zaczęło mnie to denerwować, że stoję w miejscu i tylko się na to patrzę. Wyszłam przed tłum.
- Zostaw go! –powiedziałam do Billa.
- A co, zakochałaś się Tyler? - syknął
- A od kiedy interesuje Cię, co robią i czują inni, Grey? – odpyskowałam. Najwyraźniej to podziałało, bo on przestał znęcać się nad tym chłopakiem. Ale w zamian podszedł do mnie, zaciskając pięści. Muszę przyznać. Przestraszyłam się. Jednak w odpowiednim czasie przeszedł tędy nauczyciel. Kazał wszystkim odejść. Zadzwonił dzwonek na lekcję. Weszliśmy do klasy. Domyśliłam się, że ten chłopak mi nie da spokoju. Nie mogłam się zupełnie skupić na tym, co mówi nauczyciel. Na szczęście dobrze się ze wszystkiego uczyłam, więc wiedziałam, że szybko nadrobię materiał. Lekcja minęła strasznie wolno. Następna była historia. To był jeden z moich najmniej ulubionych przedmiotów. Nauczyciel, nic nie uczył a sam przedmiot był przerażająco nudny. Ta lekcja także przeleciała przerażająco wolno. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że się nie bałam. Osoby, które odezwały się słowem do Billa skończyły marnie. Sama się zastanawiam, co mnie skusiło, by obronić tego bezwartościowego chłopaka.

~Tak wiem, strasznie krótki rozdział, ale obiecuję, że dalsze będą dłuższe. Proszę o komentarze, bo to dodaje ochoty do pracy i mam chodź lekki powód do tego by dalej pisać. Jeśli macie jakieś zastrzeżenia, proszę abyście także pisali, bo wtedy postaram się, by ten blog był ciekawy -A

2 komentarze: